Celtics wygrywają drugie spotkanie z rzędu, tym razem pokonując Orlando Magic na ich własnym terenie. Celtowie odrobili 12 punktów straty z fatalnej pierwszej kwarty, notując solidną drugą połowę i wygrywając mecz po zaciętej końcówce, w której to wiele do powiedzenia miał Arron Afflalo, który ogółem zdobył game-high 23 punkty i trafił prawie-trójkę na kilka sekund przed końcem. Prawie-trójka była jednak za dwa punkty, dzięki czemu Celtowie zachowali jednopunktową przewagę. Solidnie spisali się Brandon Bass, Avery Bradley, czy przede wszystkim Jordan Crawford, którego nachwalić nie może się coach Brad Stevens. Celtics legitymują się teraz bilansem 2-4. Kolejny mecz już dziś z Miami Heat.
Celtowie już w pierwszej kwarcie mieli spore problemy ze skutecznością, pudłując głównie z dalszych odległości. Takich problemów nie miał za to Nik Vucević, który od samego początku świetnie spisywał się po obu stronach parkietu i to głównie dzięki niemu Magic zdobyli 12 punktów bez odpowiedzi rywala, co pozwoliło im objąć 9-punktowe prowadzenie. Ostatecznie po 12 minutach prowadzili 24-17. Dość powiedzieć, że Celtowie w pierwszej kwarcie trafili ledwie 25.% swoich rzutów.
Dobrze spisywał się Kelly Olynyk (4/13 FG, 8 pkt, 6 zb, 3 ast, 5 fauli), który wciąż bardzo fajnie współpracował z Jaredem Sullingerem, tworząc bardzo utalentowaną ofensywnie parę wysokich. Cały czas szwankowała jednak skuteczność, co Magic łatwo wykorzystywali i wyszli nawet na pierwsze w spotkaniu poanad 10-punkrowe prowadzenie. Bardzo dobrze prezentował się rookie Victor Oladipo, solidnie grał też Courtney Lee (5/9 FG, 3/4 FT, 13 pkt, 4 zb, 2 stl, 17 minut), z kolei wstrzelić nie mógł się Jeff Green, lecz kilka punktów Lee pozwoliło Celtom na zmniejszenie przewagi do 6 punktów. W końcu odpalił Green, który popisał się kolejnym monster-dunkiem (z faulem) nad Jasonem Maxiellem, a Magic prowadzili już tylko trzema punktami. W dalszej części odsłony mieliśmy głównie rzuty wolne. W ostatniej akcji pierwszej połowy świetnie spisał się Jordan Crawford (5/13 FG, 0/2 3PT, 3/3 FT, 13 pkt, 5 ast, 2 straty), który zaliczył 2+1 i sprawił, że po 24 minutach gospodarze prowadzili 49-46.
Celtowie niezbyt dobrze rozpoczęli drugą połowę, a cały czas sporo problemów pod koszem Bostończyków sprawiał Vucević, który jednak nie punktował już tak dobrze jak w pierwszej kwarcie. Kilka błędów Magic sprawiło, że Celtowie – dzięki bliskiemu wynikowi – zdołali objąć prowadzenie, które udało im się też przez spory czas utrzymać. Kolejny fajny wsad zaprezentował Green (5/14 FG, 0/3 3PT, 0/1 FT, 10 pkt, 3 ast, 3 zb), a gra Bostończyków w końcu zaczęła wyglądać dobrze, szczególnie po bronionej stronie parkietu. Bardzo dobrą robotę w ograniczeniu Vucevicia odwalał Vitor Faverani, odnalazł się też Brandon Bass. Długo z gry trafić nie mógł też Jared Sullinger (2/8 FG, 7/8 FT, 11 pkt, 6 zb, 4 ast, 2 blk), który jednak miał naprawdę spory wpływ na grę i w końcu zaczął też trafiać. Po trzech kwartach to Celtowie prowadzili więc trzema punktami.
Magic zanotowali jednak siedem punktów bez odpowiedzi Celtics i szybko doprowadzili do remisu. Dobrą czwartą kwartę grał Avery Bradley (5/13 FG, 1/2 3PT, 3/4 FT, 14 pkt, 8 zb, 3 stl), który do swojej listy ogranych guradów dopisał w końcu Oladipo. To właśnie dwie akcje and-one Bradleya sprawiły, że Celtowie znów wyszli na małe – ale jednak – prowadzenie. Avery świetnie spisywał się też w obronie na Arronie Afflalo, raz jednak przesadził i ten zaliczył czteropunktową akcję, zmniejszając straty do dwóch punktów. Z zimną krwią odpowiedział Olynyk, ale Afflalo nie dawał za wygraną i tym razem zaliczył akcję trzypunktową, zmniejszając straty do ledwie punktu. Celtowie mieli niemałe problemy z wyprowadzeniem piłki z autu, gdy na zegarze pozostało nieco pona 20 sekund, ale ostatecznie faulowany był Bass (6/14 FG, 4/4 FG, 16 pkt, 7 zb), a jego dwa trafione wolne dały Celtom trzy punkty przewagi. Odpowiedzieć znów postanowił Afflalo, ale jego trójka okazała się być po prostu długą dwójką, dzięki czemu Bostończycy utrzymali przewagę. Magic wysłali na linię nieomylnego jeszcze w tym sezonie Bradleya, który jednak raz się pomylił, ale odpracował to dobrą obroną ostatniej akcji Oladipo, którego rzut z połowy nie znalazł drogi do kosza. Celtics 91 – 89 Magic.
Pięć rzeczy, które zobaczyliśmy:
- Słabą pierwszą kwartę. Celtics zdobyli wtedy ledwie 17 punktów przy 25-procentowej skuteczności, a Magic zaliczyli zryw 12-0, podczas którego Bostończycy spudłowali dziesięć kolejnych rzutów i popełnili trzy straty. Tak zła kwarta już się w tym meczu nie powtórzyła, ale skuteczność Celtów i tak pozostawia wiele do życzenia (35.8%) – dość powiedzieć, że tylko Courtney Lee trafił ponad połowę oddanych rzutów.
- No właśnie. Zobaczyliśmy bardzo solidnego Courtneya Lee. Szczególnie dobrze spisywał się w on drugiej kwarcie. Na parkiecie przebywał łącznie tylko 17 minut, ale i tak zdążył zaprezentować się z naprawdę fajnej strony. W drugiej połowie trochę przygasł, ale i tak występ można ocenić na wielki plus.
- Znów całkiem niezłą obronę. Magic mieli naprawdę ciężkie zadanie. Najłatwiej szło im w pierwszej kwarcie, ale w kolejnych tak łatwo już nie mieli, czego najlepszym dowodem jest Vucević, który w drugiej połowie trafił ledwie jeden rzut, zdobywając dwa punkty. Celtics robili naprawdę sporo dobrego, większość rzutów Magic była kontestowana, stąd też słaba skuteczność gospodarzy na poziomie prawie 40%. Do tego, Celtics wymusili aż 20 strat rywali, przechwytując 11 piłek.
- Kolejny monster-dunk Greena. I to w zasadzie tyle. Green nie był zbyt widoczny poza właśnie kilkoma wsadami + ładną dobitką. Oczekujemy od niego wiele więcej, a na pewno nie takich meczów jak ten, w których widać go tylko wtedy, gdy robi coś efektownego.
- Ostrą walkę pod koszami. Obie drużyny zebrały łącznie aż 35 piłek w ataku, ale co dziwniejsze, to Celtics zebrali ich więcej (19-16). Mimo to, przegrali walkę na tablicach stosunkiem 50-56. Najlepszym zbierającym Celtem był… Avery Bradley, który zbiórek miał osiem. Jeśli natomiast chodzi o punkty z pomalowanego to tutaj Bostończycy niespodziewanie wygrali (48-42), większość tych punktów zdobywając w drugiej połowie.