Celtics są po trzech dniach obozu przygotowawczego w Newport – wczorajszy dzień był ostatnim, na dziś drużyna dostała wolne i przeniosła się z powrotem do Bostonu, gdzie będzie trenować w budynkach treningowych w Waltham. Może to i dobrze, że obóz w Newport się skończył, bo gdyby trwał odrobinę dłużej to… moglibyśmy stracić Courtneya Lee czy Keitha Bogansa – obaj byli po wczorajszych treningach mocno zmęczeni i odrobinę narzekali, co jest trochę niepoważne. Można im jednak wybaczyć, a szczególnie temu pierwszemu, który wczoraj miał 28. urodziny i drużyna w odpowiedni sposób to uczciła. No, w zasadzie to uczcili przede wszystkim rookies. O wiele więcej informacji z trzeciego dnia poniżej.
Urodziny Lee były chyba wczoraj centralnym wydarzeniem. Sto lat odśpiewały mu żółtodzioby z Jaredem Sullingerem na czele (bo przecież – wg. Lee – wciąż nim jest, gdyż nie rozegrał jeszcze wcale pełnego sezonu, lecz tylko 37 spotkań). Dodatkowo, drużyna zjadła też okazjonalny tort. Przechodząc natomiast do spraw czysto koszykarskich – dziś Celtowie mają dzień wolnego, a jutro zaczną treningi już w Bostonie. Coach Stevens, jak i zresztą sami zawodnicy, wciąż powtarzają, że jeszcze sporo jest do zrobienia.
Warto też wspomnieć o tym, że także wczoraj Rajon Rondo został po godzinach na sali treningowej i przez około godzinę trenował wraz z Ronem Adamsem i rzucał z różnych miejsc parkietu, włączając w to także próby z linii rzutów wolnych. Tam miała miejsce bardzo ciekawa sytuacja, kiedy to Rondo po kilku pudłach z rzędu dał upust swojej złości i frustracji i po prostu na siebie nawrzeszczał. Adams udzielił mu jednak kilku wskazówek, po czym Rondo długo nie mógł spudłować. Wychodzi na to, że współpraca z tym bardzo doświadczonym asystentem rzeczywiście może przynieść sporo korzyści.
Z kolei na przymusowej przerwie Rondo mogą skorzystać inni – m.in. Phil Pressey czy Jordan Crawford. Ten pierwszy pokazuje się jak do tej pory z bardzo solidnej strony, a po dobrej lidze letniej wykorzystuje on swoją szansę i możliwe, że już w pierwszym sezonie gry w NBA będzie miał sporo okazji do gry, mimo że przecież nie został wybrany w drafcie. Jak sam mówi:
“Jestem w świetnym położeniu. Jest to bardzo niezwykła sytuacja. Jedyną rzeczą, jaką mogę kontrolować jest twarda gra i pokazanie w defensywie, jakim obrońcą potrafię być. To będzie najważniejsze, sprawić by trenerzy zaufali mi i dali mi piłkę w moje ręce.”
Młodego zawodnika chwalił sam trener Stevens, którego zresztą czeka niejeden ból głowy w związku z walką o poszczególne pozycje. Pressey nie tylko jednak w pewien sposób korzysta na nieobecności Rondo, przynajmniej w początkowej fazie rozgrywek, ale też zdecydowanie wychodzi mu na duży plus przebywanie obok starszego, bardziej doświadczonego rozgrywającego:
“Świetnie jest mieć go obok siebie. Jest weteranem, doskonale wie, o czym mówi. Można tak wnioskować po każdej najmniejszej rzeczy, jaką robi. Albo poprawia, albo mówi komuś, co powinien robić. A wszyscy go słuchają, ponieważ ma on doświadczenie. Dobrze, że jest tu razem z nami. Jego przywództwo jest dla nas świetną rzeczą.”
O przywództwie wspominał też niedawno Jordan Crawford, ale takie wypowiedzi z ust takiego zawodnika jakim jest Crawford niekoniecznie muszą być prawdą. Okazuje się jednak, że pozyskany z Washington Wizards two-guard zyskał trochę w oczach Brada Stevensa i pewne jest, że Crawford swoje minuty dostanie. Oddajmy głos najmłodszemu trenerowi w NBA:
“Będzie grał, ponieważ potrafi punktować, podawać i grać w pick-and-rollach. To są trzy pozytywy. Będzie miał swoje szanse, nieważne czy grając jako rozgrywający, czy jako dwójka [rzucający].”
To fakt, Crawford potrafi wszystko to, co wymienił Stevens. Ale nic więcej. Więc Stevens mógłby równie dobrze powiedzieć, że Crawford będzie grał, ponieważ w chwili obecnej zainteresowanie nim jest tak znikome, że aż wstyd napisać “żadne”. A chyba wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że Ainge z wielką chęcią pozbyłby się 24-latka, jednak nie ma na niego żadnych chętnych. Dlatego Crawford musi dostać swoje minuty, pokazać się wtedy z jak najlepszej strony, by znalazł się jakiś zespół szukający akurat iskierki z ławki, który sięgnie po Jordana.
Z drugiej strony, wydaje się, że Jordan odrobinę spoważniał i wydoroślał, czego dowodem są choćby pochwały Stevensa (podobno Crawford zdecydowanie poprawił selekcję rzutów). No i także sytuacja, gdy podczas oglądania filmów trener wytknął jego błąd, co Crawford przyjął z pokorą, dobrze zareagował na te uwagi i na kolejnym treningu się poprawił. Należy jednak stanowczo powiedzieć, że Jordan nie jest typem zawodnika, na którym można zbudować wartościową drużynę, dlatego prędzej czy później prawdopodobnie się z Bostonem pożegna.
O wiele większe nadzieje są za to pokładane w Kellym Olynyku, czyli naszym kanadyjskim debiutancie, który już w pierwszym roku powinien dostać sporo okazji do gry i pokazać się z dobrej strony, szczególnie w ofensywie. Młody zawodnik szybko się uczy, co tylko pomaga rozwijać grę w ataku. 22-latek ma za to o wiele większe problemy w obronie i to właśnie nad poprawą defensywy musi sporo popracować. Na całe szczęście, Kelly doskonale zdaje sobie z tego sprawę i ma nadzieję, że inne koszykarskie aspekty (jak np. wysokie koszykarskie IQ – Olynyk w przeszłości był przecież rozgrywającym, a więc grę potrafi czytać doskonale) niejako ułatwią mu poprawę w tych czysto defensywnych elementach.
Te trzy dni w Newport nie tylko pozwoliły zawodnikom na pierwsze szlify przed nowym sezonem, ale też sprawiły, że już teraz rozpoczął się proces budowania dobrej chemii w drużynie. I może Celtics rzeczywiście nie robią nic ekscytującego, lecz po prostu wypełniają nudę, jednak dobrze jest widzieć, że drużyna już na samym początku obozu się do siebie zbliża i przede wszystkim chce spędzać ze sobą dużo czasu. Co takiego robili Celtowie przez te trzy dni wyjawia Jeff Green:
“Obiady, gry wideo, pojedynki, karty. Po prostu byliśmy ze sobą. Tak naprawdę to nie wychodziliśmy jakoś specjalnie na miasto. Zostawaliśmy w hotelu.”
O tym, jak ważne jest zbudowanie dobrej chemii mówią kolejno rookie Olynyk oraz weteran Keith Bogans:
“Po prostu musimy spędzić trochę czasu ze sobą, poznać się na i poza parkietem. To ważne. Im więcej czasu z kimś spędzisz, im więcej czasu budujesz tę chemię, tym będziesz dzięki temu lepszy.”
“Jeśli można trzymać się razem poza parkietem i rozwinąć przyjaźń poza boiskiem, to jak wejdzie się na parkiet to jest 10 razy łatwiej. Jeśli nie możesz dogadać się z kimś poza parkietem, to będzie ci trudno zrobić to na boisku.”
I rzeczywiście trudno się z tymi wypowiedziami nie zgodzić. Celtics wracają teraz do Waltham i do swojej bazy treningowej, gdzie nadal będą mogli pracować nad ulepszaniem swojej gry, nadal będą mogli poznawać się coraz lepiej i nadal będą mogli budować chemię. Tymczasem już w ten poniedziałek czeka ich pierwszy przedsezonowy mecz – co prawda coach Stevens już teraz zapowiedział, że drużyna potraktuje to bardziej jako trening, jednak z pewnością będzie to bardzo ciekawe wydarzenie. Pierwszy mecz preseasonu oznacza bowiem, że sezon regularny jest już naprawdę, naprawdę blisko.