PS: Courtney Lee

Sezon dla Celtów już się skończył, większość zawodników już od dawna spakowana na ryby, dlatego można krótko podsumować ich grę i to, jak spisali się na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy. Z pewnością nie był to sezon łatwy, a w większości miesięcy Celtics spotykali kolejne trudności na swojej, i tak wyboistej już, drodze. Głównie dlatego był to sezon pełen rozczarowań, który zakończył się porażką już w pierwszej rundzie. Żeby ocenić tę kampanię trzeba więc będzie wziąć pod uwagę, jakie były oczekiwania, co do danego zawodnika przed sezonem, jak spisał się on w RS, a co pokazał w fazie posezonowej. Jako kolejny – Courtney Lee, który ma za sobą pierwszy, dość rozczarowujący sezon w Bostonie.

PRZED SEZONEM:

Courtneya Lee w Bostonie powitaliśmy z wielkim uśmiechem na ustach – trójstronna wymiana, w której to z Celtics odeszli m.in. JaJuan Johnson oraz E’Twaun Moore wydawała się być bardzo dobrym ruchem ze strony celtyckich władz. Szczególnie, że z zespołu odszedł Ray Allen, a Lee do spółki z Jasonem Terrym wydawali się być jego bardzo dobrym zastąpieniem. W osobie Lee dostawaliśmy bowiem młodego, atletycznego, dobrze broniącego i grożącego rzutem za trzy zawodnika, który zaliczył udany sezon w Houston.

SEZON REGULARNY:

Boston to jednak nie Houston, a Lee razem z Terrym to jednak nie Allen. Courtney prawie połowę sezonu spędził w pierwszej piątce, ale tak w zasadzie nigdy nie miał dosadnie zdefiniowanej roli. Na dodatek totalnie wypadł z rytmu po feralnym skręceniu kostki w meczu z Dallas Mavericks. Przez większość sezonu był nieskuteczny (choć ogółem trafiał carrer-high 46% z gry) i dawał dość średnie wsparcie (statystyki na poziomie 7.8 punktów, 2. zbiórek i 1.8 asyst w 25 minut gry), jednak zdarzały się też oczywiście mecze dobre. Tych było za mało, aby miniony sezon określić mianem udanego, szczególnie z powodu tego, co stało się w playoffs.

PLAYOFFS:

Lee po prostu wypadł z rotacji trenera Doka Riversa i w czterech meczach spędził na parkiecie łącznie zaledwie 39 minut. Była to po części wina samego Lee, który po prostu nie mógł odnaleźć się w systemie i grał bardzo nierówno, a po części także samego Riversa, który nie potrafił przydzielić Courtneyowi odpowiedniej roli.

OCENA: 2+

Oczekiwania były zdecydowanie większe, szczególnie że Lee podpisał wcale nie mały kontrakt (zainkasował $5 mln dolarów za poprzedni sezon, a za pozostałe trzy lata umowy zarobi jeszcze ponad $16 milionów). Spodziewaliśmy się o wiele lepszej gry. Statystyki zaawansowane wskazują na to, że Lee lepiej grał po atakowanej stronie parkietu, ale z tego sezonu o wiele mocniej zapamiętaliśmy przede wszystkim nietrafiane rzuty oraz solidną obronę, a nie odwrotnie.

CO DALEJ?

Lee ma jeszcze trzy lata do wypełnienia kontraktu, a w tym momencie jest w czwartym zespole w swoim piątym roku gry. Zdecydowanie zawiódł w poprzednim sezonie, czego dowodem był jego minimalny udział w fazie posezonowej, ale ten pierwszy sezon w Bostonie okazał się być bardzo ciężkim dla całej drużyny, która mocno dotknięta została różnymi problemami. Dlatego Lee zasługuje na drugą szansę, tym bardziej że udowodnił już, iż może być naprawdę solidnym wsparciem. Drugi sezon w Bostonie powinien być o wiele lepszy i Lee jest kolejnym zawodnikiem, który po dobrze przepracowanym okresie letnim może w przyszłym sezonie grać o wiele, wiele lepiej. Na to liczymy i tego oczekujemy. W przeciwnym razie, przygoda Lee z zielonymi barwami będzie trwać tak samo krótko, jak w przypadku wszystkich innych zespołów.