Miałem ostatnio okazję przeprowadzić bardzo ciekawy wywiad z Cortem Reynoldsem, byłym graczem, a także amerykańskim dziennikarzem i redaktorem sportowym z ponad 17-letnim doświadczeniem, który z koszykówką miał do czynienia w zasadzie od najmłodszych lat. Z Celtami związany od wielu lat, o czym zresztą zaraz sami się przekonacie. Autor wielu książek, m.in. świetnej publikacji o Larrym Birdzie – “Larry Legend Nostalgia Basketball”, czy też długiej książce o ówczesnej celtyckiej dynastii i zespole z 1986 roku – “The Greatest Team That Should Have Been” . W poniższym wywiadzie także znajdziecie wiele historii z tamtego okresu, nie zabrakło też jednak pytań o obecnych C’s. Zapraszam do lektury!
Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z Celtics? Jak zaczęła się twoja podróż z tym klubem?
Cóż, nie byłem fanem Celtics, kiedy byłem mały. Mój ojciec był wielkim kibicem Lakers i nastawiał mnie przeciwko Celtics (śmiech). Pamiętam, jak będąc bardzo małym widziałem Celtów pokonujących Bucks w Finałach NBA w 1974 roku, które były klasyczną 7-meczową serią. W zasadzie, wskazałbym je zaraz za Finałami z 1984 roku, jako jedne z najlepszych, jakie widziałem.
Stałem się kibicem Celtics niedługo po tym, gdy Larry Bird dołączył do zespołu na początku lat osiemdziesiątych. Mój trener raz na treningu zorganizował konkurs, żeby zobaczyć, kto trafi więcej rzutów wolnych na 50 prób, aby wygrać na nagrodę. Zawsze rzucałem na skuteczności 90 procent i na treningach mogłem regularnie trafiać 40 albo 50 z rzędu. Tamtego dnia trafiłem 49 z 50 i wygrałem konkurs. Po tym, trener poszedł do swojego biura , zabrał swój plakat z Larrym Birdem, przyniósł go i mi go pokazał. I on wciąż, po 30 albo nawet więcej latach, wisi na mojej ścianie. Plakat przedstawiał Larry’ego rzucającego lewą ręką w spotkaniu z Washington Bullets. W zasadzie, to kolejny powód, dla którego tak bardzo podziwiam Larry’ego – był on najlepszym oburęcznym graczem w historii. Lewa ręka jest jego naturalną. W jednym meczu przeciwko Portland w połowie lat osiemdziesiątych zdobył 20 z 47 punktów LEWĄ RĘKĄ! Jako dziecko widziałem go grającego jako debiutant w towarzyskim spotkaniu w moim mieście w 1979 roku i widziałem go też w Cleveland w 1992 roku w siódmym meczu playoffs, które Celtics przegrali. Był to smutny dzień i okazało się, że był to jego ostatni mecz w NBA. Na własne oczy widziałem więc jeden z jego pierwszych meczów i jego ostatni mecz w NBA.
Jak pamiętasz swój pierwszy obejrzany mecz NBA?
Nie pamiętam tak właściwie, jaki był pierwszy mecz, który obejrzałem. Pamiętam oglądanie wielkich Knicks na początku lat siedemdziesiątych z Reedem, Frazierem, DeBusscherem, Bradleyem, Philem Jacksonem, itd., odkąd pokazywali ich trochę w krajowej telewizji ABC. Wtedy nie było krajowych kablówek jak ESPN, więc w telewizji nie puszczano tak dużo meczów. Pierwszy profesjonalny mecz, jaki obejrzałem, to był tak właściwie mecz ligi ABA pomiędzy Kentucky Colonels – prowadzonych przez Artisa Gilmore’a i Dana Issela – a ekipą Indiana Pacers. Urodziłem się zresztą w Indianie, siedlisku koszykówki.
Jak zacząłeś pisać o sporcie?
Pisałem od zawsze, nawet gdy byłem w pierwszej klasie. Kiedyś pisałem krótkie historie i robiłem moje własne okładki. Również grałem i oglądałem różne sporty od bardzo wczesnych lat. Mój tata zaczął ze mną grać w kosza, gdy miałem trzy lata. Nawet niektóre z moich krótkich historyjek było związane ze sportem, choć większość było tajemniczych, czy przygodowych.
Co czułeś oglądając Larry’ego Birda? Czy porównałbyś go do jakiegoś innego zawodnika?
Cóż, Larry Bird jest moim ulubionym graczem wszech czasów, więc kochałem oglądać jego grę i wiele się od niego nauczyłem, jeśli chodzi o grę. Pochodzi z południowej Indiany tak, jak ja i zawsze czułem się tak, jakby grał poprzez niego, gdy go oglądałem. Uważam, że nasze style gry były podobne, chociaż jest on starszy i znacznie wyższy (206 cm – 180 cm). Nie powiedziałbym, że jakikolwiek gracz jest naprawdę podobny do Birda. Był zbyt unikalnym człowiekiem i graczem, ukształtowanym przez bardzo różne okoliczności. Najbliższymi porównaniami są Rick Barry jeszcze przed nim oraz Chris Mullin i Dirk Nowitzki po nim. Dirk jest świetnym graczem, ale nie jest tak dobrym podającym, jak Larry. Barry był taką niższą wersją Birda o wzroście 201 cm, ale nie był tak dobrym zbierającym. Mullin był nawet jeszcze mniejszy – 198 cm – i także nie zbierał tak dobrze. Tylko Barry miał też – jak Bird – takie wredne spojrzenie jako zawodnik i był odrobinę bardziej atletyczny. W zasadzie, Barry grał dla Houston w sezonie 1979/80 przeciwko Bostonowi w pierwszym meczu Birda. A później w tamtym sezonie, zagrał w playoffs swój ostatni mecz przeciwko Celtics, zanim zakończył karierę w wieku 30 paru lat. Tak jakby przekazał pałeczkę Birdowi.
Jak opisałbyś styl gry Birda?
Larry był po prostu świetnym wszechstronnym graczem. Świetny strzelec i podający, prawdopodobnie najlepsza taka kombinacja w historii NBA. Tak jak obrońca, tyle że o wzroście 206 cm, widział grę w zwolnionym tempie i był 2-3 kroki przed innymi. Był najmądrzejszym graczem, jakiego kiedykolwiek widziałem. Jak kiedyś powiedział Tom Heinsohn: „Bird grał w szachy, podczas gdy wszyscy inni grali w warcaby.” Bird był wyśmienitym zbierającym i dobrym zespołowym obrońcą, tak dobrym, że został wybrany do drugich najlepszych piątek obrońców trzy razy. Był bardzo zdeterminowany i lubił rywalizować, a na parkiecie zazwyczaj był spokojny. Miał świetną koncentrację i nienawidził przegrywać, robiąc wszystko, co mógł, by wygrać. Był jednak świetnym zespołowym graczem, bardzo niesamolubnym. Mógł zdobywać o wiele więcej punktów, jeśli by chciał. Lubił podawać i widzieć, jak jego koledzy punktują. Sprawiał, że zawodnicy wokół niego byli o wiele lepsi, maksymalizował ich umiejętności. Były trener Bucks, Don Nelson, powiedział kiedyś na rozgrzewce przed spotkaniem przeciwko Bostonowi: „Spójrzcie na tych zawodników… czterech średnich zawodników.” Chwilę potem dołączył do nich Bird, a Nelson na to: „Teraz jest pięciu świetnych zawodników.” Myślę, że to były świetne słowa dobrze opisujące to, jak bardzo Bird wyciągał ze swoich kolegów najlepsze. Miał unikalną umiejętność rozgryzania dobrych i słabych stron przeciwnika, a potem wykorzystywał to przeciwko nim.
Jak grali Celtics w latach osiemdziesiątych?
Celtics byli świetni od momentu dołączenia do zespołu Birda. W sezonie 1978/79, zanim się on pojawił, zanotowali oni bilans 29-53 i byli daleko od playoffów. W jego debiutanckim sezonie Celtics poprawili się do bilansu 61-21, najlepszego w lidze. Przez kilka lat był to rekord, jeśli chodzi o największą poprawę bilansu. W jego drugim sezonie Boston zdobył swoje 14. mistrzostwo. W sześciu z jego pierwszych siedmiu sezonów Boston miał najlepszy bilans w lidze, pomimo grania w ciężkiej Konferencji Wschodniej z takimi rywalami jak 76ers, Bucks, a potem Pistons. Boston był sporo biegającą drużyną od 1979 do 1983 roku, potem stał się bardziej wolniejszą ekipą, operującą głównie na obwodzie od momentu pozyskania Dennisa Johnsona i pojawienia się Kevina McHale’a. Wygrali oni mistrzostwo z LA w wielkich finałach z 1984 roku, następnie przegrali z nimi w 1985. W 1986 roku, wraz z pozyskaniem byłego MVP – Billa Waltona – jako świetnego 6th mana, Boston uzyskał bilans 67-15 i zdobył tytuł po raz 16., co było jednocześnie trzecim pierścieniem z Birdem. Bird zdobył swoją trzecią z rzędu statuetkę MVP i drugi raz został MVP playoffs. Wiele osób, łącznie ze mną, uważa iż Celtics z 1986 są najlepszym zespołem w historii. W 1987 roku kontuzje oraz śmierć Lena Biasa spowodowały, że przegrali oni z Lakers w Finałach i pomimo pozostania dobrą drużyną, już nigdy nie powrócili do finałów, podczas gdy gburowaci Detroit Pistons przywłaszczyli sobie mistrzostwo Konferencji Wschodniej. W sezonie 1988/89 Bird był kontuzjowany i opuścił wszystkie, prócz pierwszych sześciu, mecze z powodu dwóch urazów Achillesa. Dlatego Boston obniżył loty, zanotował bilans 42-40 i ledwo co zakwalifikował się do playoffs bez Larry’ego, co kolejny raz pokazało jego wielkość.
Który gracz z tamtego okresu był najmocniej niedocenianym?
W latach osiemdziesiątych sporo graczy było niedocenianych albo zostało zapomnianych. Bobby Jones, Jack Sikma, Lafayette Lever, Calvin Natt i Mark Price są tylko kilkoma. Zawsze lubiłem Scotta Wedmanna, skrzydłowego ze stażem all-star z Kansas City. Scott był dobrym obrońcą i najlepszym rzucającym z linii końcowej graczem, jakiego kiedykolwiek widziałem. Trafił zwycięski rzut w dogrywce drugiego spotkania w 1984 Finals, dzięki któremu Celtics pokonali Lakers. W 1985 trafił 11/11 rzutów z gry w pierwszym meczu finałów, włączając w to cztery trójki, które pozwoliły mu zdobyć 26 punktów i poprowadzić Celtów do blowoutu 148-114 nad LA w grze nazywanej „Memorial Day Massacre”.
Który z obecnych graczy Celtics jest z kolei najbardziej oldschoolowy?
Powiedziałbym, że Paul Pierce jest z obecnych Celtics najbardziej “oldschool”. Jest on bardzo zdeterminowany, niezbyt szybki i skaczący niezbyt wysoko, ale jest twardy i znajduje sposób, aby oddać rzut poprzez wiele zwodów i innych manewrów. Lubi rzucać ostatni rzut wraz z kończącą syreną à la Bird, ale nikt nie mógłby trafiać buzzer-beaterów tak dobrze, jak robił to Lary, no może poza Jerrym Westem i Michaelem Jordanem. Kobe Bryant także jest dobry w trafianiu ostatniego rzutu.
Który zawodnik Celtics z dzisiejszych czasów mógłby z sukcesami grać w latach 80.?
Myślę, że Garnett i Pierce zdecydowanie poradziliby sobie w latach osiemdziesiątych, dzięki ich wszechstronności i intensywności. Rondo musiałby poprawić swój rzut, aby móc sobie wtedy poradzić.
Gdy oglądasz dzisiejszą ligę, czy tęsknisz za starymi czasami? Co zmieniło się najbardziej?
O tak, myślę że gra bardzo się zmieniła od lat osiemdziesiątych, w większości na gorsze. Rzucanie jest o wiele gorsze, szczególnie z półdystansu i z linii rzutów wolnych. Jest za duży nacisk na trójki, bezcelowy drybling, niewystarczająco podaje się piłkę i porusza się bez niej. Myślę, że europejscy gracze są generalnie lepsi w tym od amerykańskich zawodników i pomogli – do pewnego stopnia – wprowadzić to ponownie do ligi w XXI. wieku. Kings z wczesnych lat wieku z Divacem, Stojakoviciem, Bibbym, Webberem i Turkoglu byli świetnym zespołem do oglądania i byli takim przypomnieniem tego, co było najlepsze w latach osiemdziesiątych. Myślę także, że wtedy były o wiele większe rywalizacji. Boston i Philadelphia, Lakers i Celtics, Boston i Detroit były bardzo gorącymi pojedynkami i przyniosły wiele pamiętnych spotkań i playoffowych serii.
Co sądzisz o obecnych Celtics? Czy stać ich na kolejny mistrzowski zryw jeszcze w erze Garnetta?
Myślę, że Celtics osiągają koniec swojego zrywu z obecnym zespołem. Są całkiem mali na skrzydle i brakuje im dobrych rzucających obrońców z dalekim zasięgiem. Z relatywnie słabym Wschodem, myślałem, że jakiś wielki transfer w tym sezonie mógłby sprawić kolejny zryw, ale potem Rondo odniósł kontuzję. Jeśli chcą kolejny pierścień, będą musieli zrobić transfer, a Rondo jest ich najbardziej zbywalnym towarem. Choć Bradley jest świetnym obrońcą na piłce. Celtics potrzebują mocnego skrzydłowego i rzucającego obrońcy.
Co myślisz o szansach Bostończyków w tegorocznych playoffach?
Wygląda na to, że Celtics zagrają ze swoimi rywalami Knicks w pierwszej rundzie. Będzie to ciężka seria, ale jeśli Boston będzie zdrowy, to myślę, że zawędruje ona do siedmiu spotkań. Boston mógłby potencjalnie dostać się do finałów Konferencji Wschodniej z odrobiną szczęścia, jeśli pokonają Nowy Jork, ale nie stawiałbym na to. Nie sądzę, aby ktokolwiek na Wschodnie mógł przeciwstawić się Miami, dopóki nie złapią ich kontuzje.
Czy Rajon Rondo może być podstawą tego zespołu w kolejnych sezonach?
Rondo mógłby być liderem, ale myślę, że dla Celtics byłoby lepsze jego wytransferowanie. Myślę, że drybluje za dużo i podaje za późno, a także jest za bardzo nastawiony na statystyki. Wciąż jest słabym rzucającym z daleka jak na obrońcę i zawsze tak jakoś czułem, że są jakieś sprzeczności między nim i weteranami, tak samo jak z trenerem Riversem. Wydaje się mieć wielki ego i nie jest on jakoś bardzo łatwy do trenowania. Niestety, z kontuzją jego wartość transferowa spadła. Jeśli wróci i będzie grał na podobnym poziomie do tego, co przed kontuzją, to myślę, iż możemy zobaczyć jakiś transfer z jego udziałem przed przyszłorocznym trade-deadline.
Czy Rajon może być porównany do Magika Johnsona?
Można w pewien sposób przyrównać Rondo do Earvina Johnsona, ale jest on o wiele niższy. Obaj są dobrymi podającymi i dobrymi, jak na obrońców, zbierającymi (szczególnie Rondo ze swoim stosunkowo niskim wzrostem) i żaden z nich nie był dobry rzucającym, choć Johnson bardzo dobrze rzucał z linii rzutów wolnych, a Rondo nie. Powiedziałbym, że Rondo jest lepszym obrońcą, ale znów – jest on 18-20 centymetrów niższy i o wiele lżejszy. Johnson miał w zwyczaju grać tyłem do kosza i miał też dobry rzut hakiem. Rondo jest zwinniejszy i o wiele szybszy.
Jeśli mógłbyś wytransferować Rondo, za kogo by to było? Dlaczego?
Tak, wytransferowałbym Rondo. Byłem za tym, aby wytransferować go do Utah wraz z Jeffem Greenem za Gordona Haywarda i Derricka Favorsa, ale Rondo doznał potem urazu. Hayward jest wyśmienicie wszechstronnym graczem, który może grać jako obrońca i skrzydłowy, a Favors jest dobrym młodym podkoszowym, który wypełniłby moc na skrzydle. Utah ma nadwyżkę podkoszowych – Al Jefferson, Paul Milsap, Favors i Enes Kanter. Myślę, że Milsap także byłby dobrym rozwiązaniem, zamiast Favorsa. Mógłbym także zobaczyć Celtics transferujących Rondo i Greena albo Sullingera do Lakers, za – może – Pau Gasola i Steve’a Nasha.
Czy Jeff Green może być graczem na poziomie All-Star?
Nie, nie sadzę, aby Jeff Green mógł być All-Starem. Jest dobrym ofensywnym zawodnikiem, ale nie gra wystarczająco dobrze w obronie i niezbyt dobrze zbiera. Myślę, że jest naprawdę dobrą ofensywną iskrą z ławki jako taki typ 6th mana. Dokonał dobrego powrotu z tych problemów z sercem, ale jego zdrowie zawsze może też być problemem.
Czy Celtics powinni zastrzec numer KG?
Myślę, że jeśli Garnett zagra jeszcze dwa dobre sezony, to będą mogli zastrzec jego #5. Albo mogą zastrzec ten numer dla Garnetta i Waltona, który także grał z piątką podczas jego dwóch sezonów w Bostonie. Boston zrobił tak samo z #18 dla Dave’a Cowensa i Jima Loscutoffa, zawodnika z lat sześćdziesiątych.
Kiedy myślisz „Celtics”, co jako pierwsze przychodzi ci do głowy?
Gdy myślę „Celtics”, to moimi pierwszymi skojarzeniami są wszystkie tytuły, parkiet, stary Boston Garden i wszyscy świetni gracze pojawiają się w moim umyśle, począwszy od Russella i Cousy’ego, przez Havlicka, Cowensa, [JoJo] White’a, Birda, Mchale’a, DJ’a [White’a] i Pierce’a. To także Red Auerbach i leprechaun [czyli “ten gość” z logo – przyp. red.]. Będąc – w niepełnym wymiarze – pół-Irlandczykiem, lubię też klasyczne zielono-białe stroje oraz samą nazwę.
Mówiłeś, że Larry Bird jest twoim ulubionym graczem Celtics w historii. Dlaczego?
Larry Bird jest zdecydowanie moim ulubionym Celtem. Po części dlatego, że mamy podobne pochodzenie, osobowości i styl gry. Nigdy nie wycofywał się z żadnego wyzwania, odważnie grał mimo urazów, był świetnym wszechstronnym zawodnikiem, który nie był też samolubny. Uwielbiał rzucać i trafiać zwycięskie rzuty wraz z syreną. Był tak mądry i twardy, miał wielkie fundamenty, ale również wiele stylu. Był najlepszym rzucającym/podającym, jakiego kiedykolwiek widziałem. Sprawiał, że koledzy byli lepsi i uważam, że był ucieleśnieniem wartości tej gry. Był graczem jakby z poprzedniej epoki, ale był też zarazem zawodnikiem futurystycznym, który widział grę poprzez umysł, jakby patrzył przez aparat. Jego pierwszy trener w NBA mówił o nim „Kodak”, ponieważ zawsze mógł zobaczyć, gdzie w danym momencie znajdują się na parkiecie wszyscy gracze, dzięki świetnemu oku i umysłowi. Współczuje mu także z powodu ciężkiego dorastania jako biedne dziecko w Indianie z wielkiej rodziny z ojcem-alkoholikiem, który się zabił. Bird był bardzo mocny psychicznie, ale też niesamowicie mocny mentalnie. Isiah Thomas nazwał Birda najtwardszym zawodnikiem, z jakim kiedykolwiek przyszło mu się zmierzyć.
A jakie jest najbardziej warte zapamiętania wspomnienie, które przychodzi ci do głowy? Innymi słowy – twój ulubiony celtycki moment?
Myślę, że Boston pokonujący Los Angeles w wielkich finałach z 1984 roku, gdy Larry zdobył nagrodę MVP, pokonał Johnsona, który popełnił kilka gaf, jest moim ulubionym momentem. To także Larry kradnący piłkę w końcówce piątego meczu z Detroit i podający ją do Dennisa Johnsona, który layupem zdobywa zwycięskie punkty na 108-107 i zamienia porażkę w zwycięstwo. Była to najbardziej fizyczna, wredna i porywająca seria, jaką widziałem, a przechwyt Larry’ego był jego najwspanialszym pojedynczym zagraniem, które wygrało serię. Jest też tak wiele innych wielkich momentów, jak wiele jego buzzer-beaterów, wygrana w konkursie trójek podczas All-Star w 1988, gdy musiał trafić ostatni rzut przed syreną, by wygrać, a uniósł palec chwilę po tym, jak oddał ten ostatni rzut, a także inne tytuły w 1981 i w 1986 po zwyciężeniu Houston. Nie wspominając już o zwycięskim rzucie o tablice w siódmym spotkaniu finałów konferencji 1981 z 76ers, który dał zwycięstwo 91-90. To była najlepsza playoffowa seria, jaką widziałem. Jednak przechwyt Larry’ego przeciwko Detroit był najlepszym pojedynczym momentem. Mecz był już skończony i prawdopodobnie także seria, gdyż na zegarze pozostało zaledwie kilka sekund, a on wyciągnął zwycięstwo z pewnej porażki. W Ogródku było chyba najgłośniej, jak kiedykolwiek słyszałem. Potem Larry, nigdy nie pokazujący emocji, przytulił DJ’a. Naprawdę pamiętna chwila.
Wielkie podziękowania za wywiad, naprawdę świetna rzecz.
Świetnie, cieszę się, że się podobało. Nie ma za co.
p.s. Jeśli sami macie jakieś pytania, to piszcie na mojego maila, a być może w przyszłości uda się przeprowadzić kolejny wywiad. W przypadku, gdyby ktoś chciał nabyć którąś z książek Reynoldsa o Celtics, to również można napisać do mnie, a ja przekaże wszystkie szczegóły.