Terrence Williams: Ciągła walka z życiem

Jeśli się przyjrzycie, to tatuaże okrywające jego ciało powiedzą wam historię. Jeśli go zapytacie, Terrence Williams sam wam powie. Tatuaże nazywa „sanktuarium”, podwijając rękaw, by pokazać modlące się ręce otoczone przez cztery imiona – jego babci, jego dziadka, jego ojca oraz jego najlepszego przyjaciela. Zbyt wiele imion dla kogoś, kto poniósł te straty zanim skończył 20 lat. Ale gdy opowiada on szczegóły życia dotkniętego tragedią i walką, obrońca Boston Celtics chce, aby jedno było jasne: nie szuka sympatii albo specjalnego traktowania. Choć jego dorastanie było wyzwaniem, nie jest on przecież jedyną osobą, która stanęła przed przeszkodami. On po prostu zdecydował się je przezwyciężyć.

Powiedzieć, że Williams miał dzieciństwo mijałoby się z właściwym znaczeniem tego pojęcia. Dorastał szybko, szybciej niż powinien, ale w obliczu okoliczności, z którymi musiał się zmierzyć, nie miał innego wyboru, jak stać się mężczyzną już we wczesnym wieku.

Williams używa słowa „ojciec” bardzo specyficznie. Nie ma żadnych wspomnień związanych z Edgarem, który odbywał karę w więzieniu i został zamordowany w dniu, gdy został uwolniony. Williams był zaledwie dzieckiem.

„Niczego nie pamiętam. Jedyny obraz, jaki naprawdę mam jest taki, że byłem w więzieniu i wzięliśmy z mamą jakieś buty dla niego. Nie mogę opowiedzieć żadnych historii typu 'Och, pamiętam jak kiedyś graliśmy w parku.’ W przeszłości zawsze starałem się coś zapamiętać – to najcięższa do zrobienia rzecz. Nie możesz mieć wspomnień czegoś, co nigdy się nie wydarzało. Jak dla mnie więc, nie miałem ojca. Był tata, był ktoś kto mnie urodził. Ale to po prostu jest puste.”

Williams nigdy nie pytał swoich krewnych o swojego ojca. Mówi, że nie chce wiedzieć.

„Dla mnie, miałem matkę. Moja mama miała mnie na własną rękę. Nie mam ani jednego wspomnienia związanego z ojcem, a jedyne co wiem pochodzi ze zdjęć. Nigdy nie prosiłem mojej mamy o historie, nigdy nie prosiłem o historie wujków z jego strony. Nie chcę znać historii. Byłem zmuszony dorosnąć szybko, więc to jest to. Nigdy nie miałem ojca, miałem tatę. Nazywam mojego uczelnianego trenera ojcem bardziej, niż mojego prawdziwego ojca.”

Na czele rodziny Williamsa była jego babcia, Mary Jackson. Zdaniem Williamsa „zajmowała się wszystkim” i szefowała. Kiedy przychodził czas na rodzinne spotkania, ona upewniała się, czy wszyscy są obecni i pomagała się do nich przygotować. Pomagała też w wychowywaniu Williamsa, kiedy jego matka, Sherry Jackson, przebywała w więzieniu.

Jednak sześć lat po zabójstwie jego ojca, Williams poniósł kolejną stratę. Jego babcia zachorowała na raka i zmarła w jego domu w Seattle, kiedy miał 12 lat.

„Moja babcia odegrała wielką rolę, ponieważ nazywałem ją 'Królową.’ Zdecydowanie była królową rodziny, ale też zarazem naczelnikiem. Była nim, ponieważ nie miała problemów żeby nazwać cię brzydkim, nie miała problemów żeby o tobie mówić, a potem nie miała problemów żeby w tym samym momencie dać ci swoje ostatnie pięć dolarów.”

Williams pozostał silny, przejmując sporo odpowiedzialność jak na dziecko w jego wieku. Mając lat 13, zaczął pracować, aby pomóc rodzinie finansowo. Nieważne, czy było to koszenie trawy, czy sprzedawanie butów, znajdywał sposoby, aby pomagać we wspieraniu swojej rodziny. 25-letni dziś Williams mówi:

„Płacę rachunki od 12 lat.”

Terrence Williams

Podczas wchodzenia w rolę gospodarza domu, Williams stanął przed inną dorosłą decyzją jako nastolatek. Spędzał czas w domu swojego przyjaciela Marcusa Williams i był zaskoczony. Była tam sypialnia dla gości, jeszcze jedna, zapasowa sypialnia oraz pokój z fortepianem. Nawet ich pies był przyjazny.

„Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.”

Williams nie chciał opuszczać tego domu. Poprosił matkę, czy mógłby się tam wprowadzić – powiedziała, że nie. Ale gdy będąc w siódmej klasie wskazał jej, że przeprowadzka może pomóc jego przyszłości, zgodziła się. Cały czas wracał jednak do swojego domu w weekendy. Mówi trener Williamsa z Rainier Beach High School, Mike Bethea:

„Z Terrence’em było tak, że niestety dla niego była to jedna z tych sytuacji, które były naprawdę konieczne. Mama Marcusa była dla niego tak jakby drugą mamą, a Marcus był jak brat. Aby mu się udało, miała zamiar postępować z nim bardzo odpowiedzialnie i uczynić go pokornym poprzez 'Ty jesteś dzieckiem, a ja jestem osobą dorosłą.’ Była to jedna z takich sytuacji, że jeśli byś mu pozwolił, to Terrence by się po tobie przejechał, ale z mamą Marcusa nie mógłby tego zrobić.”

Bethea poznał Williamsa rok wcześniej zanim ten rozpoczął naukę w Rainer Beach High School, jednak nie zbudował relacji póki nie stał się jego trenerem. Poznali się na sobie bardzo szybko.

Trener znał Williamsa dzięki uprzedniemu trenowaniu jego bliskiego przyjaciela z dzieciństwa, obecnie obrońcy Chicago Bulls, Nate’a Robinsona. Poza tym, pracował z dziećmi na tyle długo, aby wychwycić różne osobowości. Szybko zdał sobie sprawę, że musi być wobec Williamsa twardy, ale sprawiedliwy.

„Myślę, że Terrence był, jak dla mnie, takim typem dziecka, które naprawdę nie ufało zbyt wielu osobom. To zabawne, będąc przy tylu dzieciach tak długo jak ja byłem, znasz te wszystkie mechanizmy obronne, które posiadają. Ludzie niewystarczająco doceniają dzieci – mogą one widzieć przez, jak to same nazywają, fałszywych ludzi.”

„To były prawdopodobnie dwa dni po poznaniu mnie (kiedy nawiązali więź). Do czasu zanim dostał się do szkoły średniej, można by powiedzieć, że był po prostu wyjątkowym atletą. W tamtych czasach, gdy dzieci były takimi wyjątkowymi atletami, rodzice wkładali je na piedestał i pozwalali im zachowywać się tak, jak chcieli się zachowywać. Kiedy sprawdzałem go kilka razy i rozumiał już o co mi chodzi, w taki sposób jakbym był ojcem sprawdzającym swojego dziecko, wtedy i tam dokładnie wiedział, że 'To jest ktoś, w kogo naprawdę mogę uwierzyć.'”

Wraz z rozwojem kariery Williamsa w szkole średniej, rozwijała się też jego więź z Batheą. Trener zobaczył tę stronę nastolatka, która była niewidoczna dla innych.

„Jedną rzeczą, o której myślę w związku z Terrence’em jest to, że był naprawdę niezrozumiany ze względu na swoją osobowość, przez to jaki był powściągliwy. Wielu ludzi wzięło to jako bycie aspołecznym. W rzeczywistości, był on dzieckiem, które chciało, aby ktoś naprawdę się nim przejmował, tak właśnie było. Terrence naprawdę chciał kogoś, komu mógł zaufać i kogoś, kto go nie zawiedzie, kogoś, komu mógł coś powiedzieć i kogoś, komu mógłby po prostu oddać swoje serce.”

Kiedy przyszedł czas na wybór koledżu przez Williamsa, zwrócił się on do Bathei o poradę. Było mnóstwo starających się o niego uniwersytetów, z których wiele znajdowao się blisko domu na zachodnim wybrzeżu. Williams został postawiony pod presją pozostania blisko obszaru Seattle, ale on sam miał swoje własne zdanie. Nie chodziło w zasadzie o to, gdzie zagra, ale bardziej o to, dla kogo będzie grać.

Po spotkaniu z trenerem Uniwersytetu Louisville, Rickiem Pitino, decyzja była jasna. Mówi Williams:

„Był zwyczajnie prostolinijny i szczery. Zapytałem go o NBA, a on powiedział 'Możesz się dostać do NBA, możesz nie. W chwili obecnej nie wiem, czy ci się uda, ale jeśli dasz mi trochę czasu, to wtedy może ci się udać.’ Czułem się z tym dobrze… Spodobał mi się sposób, w jaki powiedział mi, że mógłbym być kimś, jeśli go posłucham. To dlatego go wybrałem.”

Terrence Williams i Rick Pitino

Bathea wierzył, że Williams potrzebuje kolejnego poważnego trenera, który zainwestuje w niego sporo na poziomie uniwersyteckim, tak jak on zainwestował w niego sporo w szkole średniej. Gdy dowiedział się, że Louisville rekrutuje Williamsa, to poczuł że to będzie najlepsza opcja.

„Musiałem oddać go do kogoś, kto był podobny do mnie. To miało go odpowiedzialnie trzymać, ale też dać mu miłość, gdy jej potrzebował i być dla niego twardym, gdy tego potrzebował. Nie potrzebował takiego typu trenera, który – gdy Terrence będzie w jednym ze swoich nastrojów – powie po prostu 'Cóż, z tobą już nic nie dam rady zrobić.’, ponieważ tak łatwo jest zrobić coś takiego. Potrzebowałem takiego trenera, który – gdy Terrence będzie miał już te nastroje – mógłby zobaczyć przez to wszystko i nie wykopać go na bruk.”

Williams przeniósł się ponad 2,300 mil od domu, aby zostać graczem Louisville Cardinals. Dla jego najlepszego przyjaciela, Rolanda Akersa, plan był taki, aby przenieść się z nim do Kentucky podczas drugiego sezonu. Akers był z Williamsem w zasadzie na każdym kroku drogi i dwójka chciała razem przeżywać kolejną fazę kariery Williamsa.

Ich marzenie z dzieciństwa zniknęło w mgnieniu oka.

„Myślę, że ludzie, z którymi był, byli pijani, a on był w samochodzie. Byli przy jego domu i mieli wypadek, uderzyli w słup, on zginął na miejscu. Jeszcze chwilę wcześniej z nim rozmawiałem i mówiłem mu, żeby wrócił do domu. Powiedział 'w porządku’, a kilka godzin później otrzymałem telefon i powiedziano mi, że odszedł.”

Williams od razu po usłyszeniu wiadomości udał się prosto na lotnisko. Nie miał żadnego planu, rezerwacji, ani nawet pieniędzy na zakup biletu, ale wiedział, że musi dostać się z powrotem do Seattle. Na zachodnim wybrzeżu, jego przyjaciele i rodzina starali się znaleźć sposób, aby ściągnąć go do domu. W Louisville, ci wokół niego, mieli taka samą misje.

„Trener się dowiedział i moja cała drużyna wraz z innymi trenerami przyjechała na lotnisko. Załatwili mi lot do domu.”

Dwa tygodnie później Williams otrzymał kolejny telefon. Jego dziadek – człowiek, który zabierał go do parku; człowiek, do którego zwracał się o mądre słowa; człowiek, do którego dzwonił przed meczami – zmarł w trakcie snu.

Dwie straszliwe straty w ledwie tydzień, cztery przed ukończeniem 20 lat. Williams zamienił tragedię na inspiracje, aby móc iść dalej. Mówi Bathea:

„To są te rzeczy, które albo sprawią, że staniesz się silniejszą osobą, albo cię złamią. Można powiedzieć, że miało to na niego wielki wpływ. Miałoby na jakiegokolwiek dzieciaka, który straciłby ojca i dziadków, którzy byli dla niego bliscy. Fakt, że Roland zmarł tragicznie w wypadku samochodowym, był ciężki. Wiedziało się, że jeśli uda mu się przez to przejść, to będzie to coś, co sprawi, że stanie się on silniejszym człowiekiem.”

Williams grał w Louisville cztery lata i stał się wyróżniającym zawodnikiem. Tamtego lata, New Jersey Nets wybrali go z 11. numerem w Drafcie 2009. Poprzez cały kraj, udało mu się.

Williams dunkuje jako gracz New Jersey Nets

W wieku 22 lat Wiliams rozegrał swoje pierwsze mecze w NBA dla Lawrence’a Franka. Trener Nets wierzył w żółtodzioba – „Miał dobre wyniki, kiedy tam byłem.” – ale gdy zespół rozpoczął sezon od bilansu 0-16, to Frank stracił pracę.

Potem droga stała się wyboista.

Avery Johnson został zatrudniony w roli nowego szkoleniowca. Na początku sezonu 2010/11 Williams zmagał się ze spóźnieniami. Nets zawiesili go za spóźnialstwo, a ostatecznie wysłali go w listopadzie do, grających w NBA Development League, Springfield Armor. Miesiąc później został wytransferowany do Houston Rockets.

„Nie robię do niczego żadnych wymówek. Koniec końców, to ja ponoszę odpowiedzialność za coś, co zrobiłem.”

Po pojawieniu się w 78 meczach w pierwszym sezonie, rozegrał zaledwie 21 w kolejnym roku w drużynach Nets oraz Rockets. W następnym sezonie wyszedł na parkiet w 12 meczach dla Rakiet, zanim 16. marca 2012 roku został zwolniony. Pięć dni później podpisał 10-dniowy kontrakt z Sacramento Kings, a następnie parafował umowę do końca sezonu.

Mimo wszystko, do tego momentu, grał dla trzech drużyn w ciągu trzech lat. Bathea mówi, że Williams był dla siebie surowy, pragnąc aby, ci którzy go wspierali, byli z niego dumni.

„Myślę, że gdy przechodził przez ten okres, kiedy balansował na krawędzi, starał się znaleźć nowy zespół, podpisać 10-dniową umowę, inne takie rzeczy, to jest to taki czas, gdy jako indywidualista, wiesz że zawiodłeś wszystkich ważnych w twoim życiu ludzi, z trenerem Pitino na czele. 'Oto jestem, robię co mam robić, aby dostać niezły drugi kontrakt i po prostu staram się zatrzymać na dłużej w jakiejś drużynie.'”

W październiku zeszłego roku Detroit Pistons, objęci przez nowego trenera w osobie Franka, zaprosili Williamsa na obóz treningowy. Frank nie zapomniał tego, co zobaczył wcześniej w Williamsie podczas jego debiutanckiego sezonu i chciał dać mu kolejną szansę na dostanie się do drużyny NBA.

„Ma wielkie serce, bardzo, bardzo jasne, łatwo jest go dopingować. Odpadł jako ostatni. Kocham Terrence’a. Jest bardzo, bardzo utalentowanym człowiekiem… To nie jest tak, że Terrence nie ma talentu na miarę NBA – naprawdę ma. Musi po prostu kontynuować pracę każdego dnia i zrozumieć – teraz, gdy może spojrzeć na to z boku – wszystkie te dodatkowe rzeczy, które trzeba zrobić. Nie jest się dłużej graczem z loterii draftu. Teraz jest się upadłym aniołem i trzeba cały czas pracować, aby z powrotem dostać się do łask ligi.”

Zanim Wiliiams mógł wrócić do ligi, najpierw musiał ją opuścić. W listopadzie podpisał kontrakt z Guangdong Southern Tigers z Chinese Basketball Association (CBA). Williams mówi, że był pokorny w momencie, gdy wsiadał do samolotu, aby odlecieć za granicę. Ledwie trzy i pół lata temu był nadzwyczaj zadowolony, gdy został wybrany z 11. numerem w drafcie. Tego jesiennego dnia został z myślami o jego krótkiej karierze w NBA, zastanawiając się, jak mógłby ją wskrzesić. Średnie na poziomie 17.9 punktów, 3.4 zbiórek i 4.1 asyst dla ekipy Tygrysów były dobrym startem. Mówi Bathea:

„To bardzo pokorne doświadczenie w tak młodym wieku. Widzi się ludzi jak Tracy McGrady – miał on długą karierę w NBA, gdzie zarobił wielkie pieniądze i był all-starem. Ale dla młodego dzieciaka, który wybrany został w loterii… w takim momencie musisz się ogarnąć i rozwiązać problemy, gdy ‘Nie ma wątpliwości w moje umiejętności koszykarskie, mam trochę problemów z charakterem.’ Czasem musi zdarzyć się poniżająca sytuacja jak ta właśnie, by obudzić się i uświadomić sobie, co się miało naprzeciwko sobie.”

„To, co zobaczyłem, a co zapracował dla Terrence’a (w Chinach) to, że wrócił do tego dzieciaka, którego miałem w Rainer Beach i obok którego uwielbiałem przebywać. Wrócił do bycia tym dzieciakiem, który był z Rickiem Pitino w Lousiville, dzieciakiem, którego kochali wszyscy kibice.”

Na początku 2013 roku Celtics stracili obrońców Rajona Rondo i Leandro Barbosę, którzy odnieśli kończące sezon kontuzje. Celtics zaprosili Williamsa na obóz treningowy przed sezonem i zwrócili się do niego raz jeszcze, by wypełnić osłabiony obwód. Williams podpisał 10-dniowy kontrakt z Celtics 20. lutego 2013 roku, wiedząc że jest to jego szansa na obrót spraw.

Terrence Williams dunkuje w meczu z Hawks

W liderowanym przez weteranów zespole Celtics nie ma miejsca na lenistwo albo promocję samego siebie. Williams szybko ogarnął ich poświęcenie, etykę pracy i mentalność, że na pierwszym miejscu jest zespół. Wkroczył i przejął też trochę obowiązków debiutantów, gdy w pobliżu nie było Jareda Sullignera oraz Faba Melo, włączając w to… zbieranie mydeł dla swoich kolegów w dniu meczu.

Courtney Lee, który grał z Wiliamsem zarówno w Nets, jak i w Rockets, zauważył zmianę w swoim koledze:

„Widziałem w nim wiele dorosłości – poprzez grę na parkiecie, dojrzałość poza parkietem, podejmowanie decyzji. Myślę, że powoli wchodzi w taki etap, gdy sam będzie decydował o tym, kima ma być i co chce w tej lidze robić. Obsadzenie go na pozycji rozgrywającego działa na jego korzyść… Bycie bardziej profesjonalnym, bycie na czas i bycie w zgodzie ze wszystkim – powiedziałbym że to jest tutaj najważniejszym kluczem.”

Podczas gdy Lee zna Williamsa z okresów jego zmagań, weteran i kolega z Seattle, Jason Terry, zna Williamsa odkąd był on nastolatkiem. Terry zobaczył jego umiejętności ponad 10 lat temu i wierzy, że może on pokazać je także w Celtics.

„Zobaczyć gdzie jest teraz, jego dojrzewanie i jego rozwój – przechodził przez naprawdę wiele w te cztery lata, jakie spędził w lidze. Wyjazd do Chin, spokornienie, teraz powrót do zespołu opartego na weteranach. Naprawdę dobrze wszedł w swoją rolę. Od zawsze jestem jego wielkim adwokatem. Naciskałem sztab szkoleniowy, by dostał więcej minut, by był na parkiecie wtedy, gdy ja jestem na parkiecie, bo wiem na co go stać. Jest w tej lidze ogromnym talentem i wyjątkowym zawodnikiem.”

Williams wie, że ma potencjał, ale też rozumie, że musi pokazywać, iż potrafi mieć stały wpływ w NBA. Aby nauczyć się systemu Celtics, wraz z innymi nowymi twarzami w klubie – Jordanem Crawfordem, Shavlikiem Randolphem, DJ White’em – zostawał dodatkowo po treningach. Po meczach kieruje się do ośrodków treningowych zespołu, by porzucać jeszcze trochę do późna w nocy, wskazując, że:

„Stajesz się kimś poprzez doskonalenie swoich umiejętności każdego dnia.”

Terry grał z niezliczoną ilością zawodników przez 14 lat kariery, a mało kto zrobił na nim takie wrażenie swoją etyką pracy, jak właśnie Williams.

„(Ludzie) nie widzą, że jest pokornym dzieciakiem, że ciężko pracuje. Nawet w te dni, gdy nie dostaje zbyt wielu minut, od razu po meczu wraca na salę, by rzucać. Ciężko jest znaleźć w tej lidze kogoś, kto pracuje mocniej ode mnie, kto dodatkowo chodzi na siłownię, ale muszę szczerze przyznać, że widziałem to w Terrence’ie. Jego etyka pracy jest niewiarygodna i nie pomyślałbyś tak, widząc jak postrzegają go inni zawodnicy, ale zaczyna się to zmieniać.”

Williams zdobywa na parkiecie coraz więcej zaufania trenera Doca Riversa. (Notuje on średnio 3.8 punktów, 1.7 zbiórek i 1.4 asyst w 12 minut gry.) Podczas gdy Celtics zakorzenieni są w obronie, Rivers rozpoznał energię Williamsa i poprosił go, aby ten „był lokomotywą”. Rivers w taki sposób wyjaśniał to po niedawnym wygranym meczu nad Atlanta Hawks:

„Biegać środkiem parkietu tak szybko, jak to możliwe i jeśli ktoś będzie na twojej drodze, to znaczy, że ktoś inny będzie miał czystą pozycję. Zrobił to dwa razy i wykonał dwa wsady po przebiegnięciu od kosza do kosza.”

W tym miesiącu Williams po raz pierwszy w karierze doświadczy NBA playoffs. Gdy sezon regularny zbliża się już do końca, jego wysiłki w zespole Celtics dopiero się rozpoczęły.

Williams, który wczesnym marcem podpisał z zespołem kilkuletnią umowę, ma nadzieję na pozostanie w Bostonie. Widzi wiele podobieństw między Riversem i Pitino – „Są nastawieni na defensywę, cokolwiek mówią, tak się właśnie dzieje.” – i wierzy, że może czerpać wielkie korzyści z trenerskiego doświadczenia Riversa.

Wie też, że jego sukces spoczywa na jego własnych barkach. Zawsze tak było.

Po poradzeniu sobie z tragediami w życiu, Williams nie chce być postrzegany jako wyjątkowy przykład. Nie odróżnia się on od innych, którzy także dorastali w nieszczęściu – „Nie jestem historią jedną na milion. Jestem historią, która zdarza się jeden do dwóch, dziewięć do dziesięciu.” – i koncentruje się on na przyszłości, w przeciwieństwie do mieszkania w przeszłości.

Williams i jego tatuaże

Tatuaże Williamsa, co do których stracił już rachubę, przedstawiają historię jego życia i służą jako nieustanne przypomnienie, aby cały czas poruszać się do przodu. Williams rzeczowo mówi:

„Muszę udowodnić wszystko. Co już udowodniłem? Nic. Tylko tyle, że mogę nosić numer 55 i śmiesznie wyglądające buty. Czuję, jakbym zaczynał od nowa. Czuje się, jakbym znów miał 21 lat i był wybierany w draftową noc. Dla mnie, będąc szczerym, czuję że muszę udowodnić wszystko. W mojej głowie, trafiam rzuty konsekwentnie, ale chcę żeby zobaczył to świat. Chcę, aby świat widział, że ten gość poprawił swój rzut, że ten gość potrafi obchodzić się z piłką.”

„Do tego czasu, jest sporo do udowodnienia.”


[Autorką artykułu opublikowanego 5. kwietnia 2013 roku jest świetna bostońska dziennikarka, Jessica Camerato z Comcast SporstNet. Wykonuje ona naprawdę dobrą robotę, opisując takie właśnie historie. W związku z tym, że powyższy tekst był bardzo dobry, a na dodatek opisywał smutną i wręcz niewiarygodną historię bostońskiego zawodnika, nie pozostawało więc nic innego, jak tylko go przetłumaczyć i dodać zdjęcia. Z mojej strony powiem tylko, iż T-Will został okrutnie wręcz doświadczony przez los, dlatego też tym większe słowa uznania dla jego osoby. Jego postawa zdecydowanie może być brana za wzór do naśladowania – Williams pokazuje bowiem, że człowiek nie może poddać się nawet w najgorszych chwilach swojego życia. Miejmy nadzieję, że Terrence sukcesywnie będzie rozwijał swoją karierę w Bostonie, gdyż posiada on naprawdę duży talent. I zasługuje na to, aby w pełni go wykorzystać. Nie ponosząc już żadnej straty.]