Garnett: „I bleed green, I die green”

Przed ostatnim spotkaniem z Los Angeles Clippers słyszeliśmy wiele plotek na temat tego, jakoby władze Los Angeles próbowały skleić jakiś transfer tak, aby po jego sfinalizowaniu z Mieście Aniołów znalazł się Kevin Garnett. Raporty donosiły o tym, że wraz z przybyciem Clippers do miasta, władze LAC rozpoczęły rozmowy z włodarzami Celtów. Jak się jednak okazuje – plotki pozostały plotkami, nic takiego miejsca nie miało, a kolejne portale tylko zaprzeczały tym doniesieniom. Była to więc kolejna zwyczajna plotka, która po raz kolejny nie znalazła odzwierciedlenia w rzeczywistości. Odbiła się ona jednak dość szerokim echem w Bostonie, a głos w tej sprawie zabrał także sam Garnett.

Wraz z plotką o ewentualnym odejściu Garnetta z Bostonu, pojawiły się też pewne informacje nt. warunków, które musiałyby zostać spełnione, aby KG opuścił Celtics. Jak doniósł bowiem Shaun Powell najpierw z zespołem musiałby się pożegnać Paul Pierce – dopiero to spowodowałoby, że Garnett również mógłby już zielonej koszulki nie zakładać. Informacja, którą podał Powell pokazuje kilka rzeczy – jeśli jest ona oczywiście prawdą. Po pierwsze, bardzo ciekawy byłby fakt, że Kevin uzależnia swój pobyt w Bostonie od tego, czy nadal będzie grać z Paulem Pierce’em – nic więc dziwnego, że na pytanie, czy wyobraża sobie zespół bez Paula odpowiada:

„Nie, nie potrafię. Nie wyobrażę sobie.”

Po drugie natomiast oznaczałoby to, że w klubie musiano już rozmawiać o potencjalnych transferach Pierce’a oraz Garnetta – prawdopodobnie Ainge pytał już dwójkę Celtów o to, jak zapatrują się na swoją przyszłość w klubie, a także co sądzą o ewentualnych wymianach z ich udziałem. I okazuje się, że pierwszy z klubu musiałby odejść Pierce i dopiero to wprawiłoby w ruch całą lawiną zdarzeń. Jeśli jednak Paul pozostanie w klubie, to i Garnett nie będzie odchodził – pokazuje to wielką lojalność tych dwojga wobec siebie. Miejmy jednak nadzieję, że zwycięży przede wszystkim lojalność klubu wobec zawodników i obu graczom dane będzie zakończyć karierę w barwach Celtics. Sam zawodnik tak wypowiedział się na temat możliwości transferu:

„Cóż, Danny od pierwszego dnia, kiedy sprowadził tutaj mnie i Raya, abyśmy dołączyli do Paula, postawił sprawę jasno, że miał zamiar zrobić to, co było najlepsze dla organizacji. Uczynił to widocznym, więc rozumiem to. Krwawię na zielono, umrę z zieloną krwią [w org. bardzo fajne 'I bleed green, I die green’], to jest tym, czym jest, ale mimo wszystko to jest biznes i kiedy te drogi się skrzyżują, poradzę sobie z tym. Transfery są częścią tej ligi. Każdego roku usłyszysz pewne rzeczy. Gdybym był wami wszystkimi, to nie wczytywałbym się w to wszystko zbytnio.”

Czy jednak naprawdę jest taka możliwość, aby Celtowie wytransferowali Garnetta? Gracza, który pomimo swojego wieku, nadal daje tej drużynie niesamowicie dużo i jest najważniejszym punktem jej obrony. Poza tym trzeba jeszcze zauważyć, że choć Garnett nadal może sporo dostarczać, to jednak ma już 37 lat na karku. No i jest jeszcze opcja no-trade w jego umowie. Umowie zresztą wcale nie takiej małej, albowiem podpisany w lipcu zeszłego roku kontrakt opiewał na łączną sumę $36 milionów dolarów w ciągu trzech lat. Umowa nie jest jednak gwarantowana w całości (gwarantowane są ledwie $6 mln dolarów), ale nawet pomimo tego kontrakt ten zdecydowanie obniża wartość Keva dla innych drużyn. Wracając do klauzuli no-trade – przecież po coś ta opcja musiała zostać wynegocjowana, nieprawdaż? Ominięcie bowiem jej przy potencjalnym transferze oznacza zerwanie całego kontraktu. A Garnett podpisał taki, a nie inny kontrakt z jednego prostego powodu – w Bostonie jest mu dobrze, kocha to miasto i kocha ten zespół. I nie chce zostać wytransferowany, albowiem Danny Ainge znany jest z tego, iż potrafi przyklepać całkiem zaskakujący trade i jest otwarty na wszystkie rozsądne propozycje. Wiele mówiło się o tym, że skrzydłowy Celtics tak bardzo ceni sobie trenera Doca Riversa, że to od niego uzależniał swój powrót do drużyny i podpisanie nowej umowy. Garnett po prostu nie wyobraża sobie gry dla nikogo innego, prócz właśnie Riversa.

Pierce i Garnett

Z jednej strony wydaje się więc, że Garnett zabezpieczył się tym samym na wypadek, gdyby Bostonowi, lub jemu samemu nie szło. No i jak na razie to zdecydowanie Bostonowi nie idzie, a jeśli weźmiemy pod uwagę dwie kończące sezon kontuzje dwóch bardzo ważnych zawodników, to szanse na kolejny tytuł drastycznie maleją. Jednocześnie wzrasta nieco wartość takich weteranów jak właśnie KG, czy Pierce. Dlatego też , jeśli Ainge dostanie za kapitana Celtów taką ofertę, której nie będzie mógł po prostu odrzucić, to wtedy sprawa się zaognia, a jeśli wcześniejsze raporty są prawdziwe, to nie będziemy mogli być również i tego, czy z zespołu nie odejdzie Garnett. Z zespołu, który zacznie przebudowę, który nie będzie miał już szans na walkę o mistrzostwo, który będzie już bez Pierce’a, a do końca sezonu także bez Rondo i Sullingera. Były gracz Wolves tak wypowiadał się jeszcze w październiku:

„Myślałem o tym [emeryturze] na poważnie. Kiedy rozpoczął się okres wolnych agentów, nie chciałem myśleć o innym zespole, albo o czymś takim. Moja emerytura byłaby oczywiście osobistą decyzja opartą na sprawach rodzinnych i jakichkolwiek innych powodów. Powodem numer jeden, dla które wróciłem, był oczywiście Doc. Doc będący tutaj jest wielki; cieszę się, że gram dla niego. Kumple, miasto, tutejsi fani są najlepszymi, z jakimi kiedykolwiek miałem coś wspólnego. To wszystko pozostaje ze mną, wraz z motywacją od rodziny i innymi takimi rzeczami, a także z po prostu tym, że nadal jestem zdolny konkurować. Chcesz być w takiej pozycji, w której nadal możesz współdziałać, nadal możesz coś dawać.”

W chwili obecnej jednak sytuacja w Bostonie zdecydowanie uległa zmianie, Celtics nie są już wcale contenderami, dlatego też aż do 21. lutego nie możemy być pewni tego, czy Garnett oraz Pierce dokończą ten sezon w zielono-białych barwach – kolejny romantyczny i epicki zryw byłby zdecydowanie czymś pięknym, ale nie wiadomo, czy nie lepiej byłoby zamiast epickiej przegranej w pierwszej, drugiej rundzie rozpocząć proces przebudowy już teraz, a zacząć go właśnie od transferów numerów #34 i #5. Niestety obaj zbliżają się do schyłku swoich karier i nawet jeśli wizja wspólnego odejścia na emeryturę tych dwóch wielkich graczy jest niesamowicie kusząca, ale przede wszystkim piękna, to Ainge na pewno musi myśleć już o przyszłości, o tym co będzie po erze KG. Dlatego też wciąż możliwa jest opcja nuklearna i rozwalanie tego wszystkiego – tym bardziej mając w pamięci wypowiedź Ainge, w której mówił, iż legendarny Red Auerbach źle postąpił jako menedżer i nie wytransferował w odpowiednim momencie ówczesnej bostońskiej Big Three (Bird, McHale, Parish). Do 21 lutego nadal słyszeć będziemy jednak przede wszystkim plotki, a szerszy obraz spraw – przynajmniej na ten sezon – widoczny będzie dopiero po zakończeniu trade-deadline.