Dzisiaj rozpoczynamy na naszej stronie nowy, cotygodniowy cykl, w którym czterech redaktorów z naszej strony odpowiadać będzie na cztery zadane pytania. Formuła będzie jednak dość elastyczna, dlatego też niektóre czterolistne będą mogły przybierać nieco inną formę (np. inną liczbę pytań czy osób odpowiadających). Głównym założeniem jest przedstawienie – często dość różnych – punktów widzenia na najgorętsze obecnie tematy w obozie Celtics. W pierwszej odsłonie naszej serii bawimy się trochę w Ainge i mówimy kto wg. nas może opuścić Boston, rozmawiamy o Rajonie Rondo i roli rozgrywającego w mistrzowskim zespole, a także wróżymy kim może zostać gorący ostatnio Jared Sullinger.
1. Kogo najchętniej wymieniłbyś przed trade deadline?
KiTt: Może niektórych zdziwię, ale nasz Bruce karateka nie będzie pierwszy na mojej liście. Wymieniłbym Bassa. Już w chwili obecnej Jared Sullinger jest w stanie robić na parkiecie praktycznie wszystko, co potrafi Bass, pobierając za to sporo mniejsze wynagrodzenie. Skądinąd wiadomo również, że żółtodziobowi dużo łatwiej pranie mózgu zrobić i nakłonić do wylania kilku hektolitrów potu więcej przy pracy w obronie. Brandon to czyścioszek i elegancik jest, pocić się za bardzo nie będzie. Kontrakt dostał, gitarę woli. A przede wszystkim nasz rookie ma znacznie większy potencjał, pole do rozwoju i jeszcze nie wiemy, w przeciwieństwie do Bassa, gdzie mu niebiosa sufit usytuowały. Więc z racji samej tylko ciekawości wypadałoby to sprawdzić. Póki jeszcze przywdziewa zieloną koszulkę.
Timi: Może Ainge, żeby z niczym szalonym nam nie wystrzelił? A tak serio – ciężkie pytanie na chwilę obecną, kiedy Celtics zaczęli grać lepiej. Rozchodziłoby się o to, kogo mielibyśmy pozyskać w zamian, jednak z obecnego składu nie wahałbym się przed oddaniem Courtneya Lee lub Brandona Bassa (oraz innych płotek w typie Barbosy czy Collinsa), których lubię, ale jeśli zamiast nich trafiłby się nam jakiś solidny center, to czemu nie? Wszystko zależy od tego jak potencjalny trade miałby wyglądać, jednak w mojej opinii – prócz Garnetta, który ma przecież klauzulę no-trade – nie do ruszenia są Pierce, Bradley, Sullinger, Terry (głupio byłoby usuwać ten tatuaż przez transfer do innej drużyny…), Green oraz Rondo.
Ksero: Courtneya Lee, Brandona Bassa. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć dlaczego akurat Lee. Były zawodnik Houston Rockets był jednym z najgorętszych nazwisk ściągniętych w tym roku do Bostonu. Jego przyjście cieszyło mnie nawet bardziej niż ściągnięcie Terry’ego. Tymczasem Lee, pomijając minione spotkanie z Rockets, ma problemy ze zdobywaniem punktów i jego jedynym atutem jest całkiem niezła defensywa, co miało znaczenie dopóki nie powrócił Avery Bradley. Z kolei odejście Bassa być może pozwoliłoby zgarnąć miejsce w pierwszej piątce Jaredowi Sullingerowi, który lepiej zbiera i, porównując z Brandonem, niemalże rządzi w pomalowanym. Faba Melo oszczędźmy, będą z niego ludzie.
Szczypior: Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że MUSIMY wzmocnić się pod koszem przed playoffami, ale patrząc na grę Celtów w ostatnich spotkaniach ważne jest żebyśmy zrobili to jak najmniejszym kosztem nie psując tego co powoli tworzy się w tym zespole. W tym momencie byłbym gotów oddać jedynie Bassa i Lee żeby pozyskać centymetry pod kosz. Mam przeczucie, że Green i Terry dadzą nam dużo dobrego w końcówce sezonu, a Melo powinien zostać sprawdzony na boisku nim zostanie włączony w ewentualny trade. Jestem zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji i według mnie, teraz jest już za późno żeby oddawać pół składu za Cousinsa, Varejao czy Smitha jeżeli chcemy myśleć o runie po 18 banner w tym roku.
2. Czy włączyłbyś Rondo do ewentualnej wymiany?
KiTt: Oczywiście. Jako finansista już dawno nauczyłem się odzierać biznes z emocji i przedkładać długoterminowe korzyści ekonomiczne ponad wartości scticte emocjonalne. Rondo to mój idol. Facet, dzięki któremu znów zakochałem się w NBA. Problem w tym, że „dzięki” technice i ewolucji mass mediów, i co za tym idzie, możliwości podglądania zespołu na co dzień, moja miłość do organizacji Zielonych wykroczyła daleko poza ramy zwykłej miłości faceta do faceta. Przyklepałbym więc trade z udziałem Rajona, ale tylko wówczas, kiedy, w myśl starej zasady GMów, zespół pozyskałby najlepszego zawodnika w wymianie. Co nie oznacza, że akurat Cousinsa, biorąc pod uwagę siano w jego głowie, bym za takiego uważał…
Timi: Jak już wspomniałem – Rondo jest nie do ruszenia. I choć plotki o tym, że Ainge może nim handlować (podobnie jak np. Pierce’em) pojawiaja się co sezon, to mam jednak nadzieje, że GM Celtów nie wpadnie na żaden głupi pomysł i nie odda jednego z najlepszych rozgrywających w lidze, który w czasie playoffs jest także jednym z najlepszych graczy w całej lidze. I choć znajdą się głosy, że Celtics radzą sobie bez niego równie dobrze, że ten gość nadal nie potrafi rzucać, że sprawia problemy wychowawcze, że odpuszcza w obronie oraz że nie da się nim budować drużyny – spokojnie, to krzyk hejterów. A Rondo rok w rok odpowiada im genialną grą w playoffach właśnie. A tak zupełnie osobiście – czy wspomniałem, że Rondo to mój ulubiony zawodnik? I tak, w tej odpowiedzi kieruje się czysto osobistymi czynnikami, stąd też często mam nieco wyidealizowany obraz mojego idola, jednak wiem, co widziałem – Rajon naprawdę wchodzi na inny poziom w playoffach. Poza tym to Celt z krwi i kości, nie widzę go w innej koszulce, niż tej z napisem Boston.
Ksero: Oczywiście, że nie. Jedyny wyjątek to wymiana, w której Celtowie pozyskaliby kogoś z dwójki Paul – Westbrook otrzymując dodatkowo jakiegoś potężnego, dobrze broniącego i atletycznego podkoszowego. Rondo jest obecnie sercem tej drużyny i wymiana go na kogoś spoza tej dwójki, bez włączenia w to wyżej opisanego wysokiego byłaby ruchem, dzięki któremu o Dannym Ainge’u znowu mówiłoby się „Danny Boy”.
Szczypior: Tak, ale nie „tu i teraz”. Celtics nie są gotowi na tak drastyczną zmianę w tym roku i kompletną rewolucję koncepcji i filozofii gry. I oddałbym go po sezonie jedynie w wymianie all-star za all-star, a nie za grupę solidnych koszykarskich rzemieślników. Rondo za Cousinsa? Może…
3. Czy mistrzowski zespół można zbudować wokół rozgrywającego?
KiTt: Można. Wiele się mówi o mistrzowskich zespołach opartych zwłaszcza na zawodnikach frontcourtu, a już szczególnie centrach jak Olajuwon czy O’Neal. Z drugiej strony przytacza się argument, iż najlepsi rozgrywający w swoim prime time tytułu nie zdobywali, vide Stockton czy Nash. Dla mnie drużyna na pierścień to kombinacja odpowiedniej jakości lidera i odpowiedniej jakości klocków, którymi ten lider jest obudowany. Przy czym skala talentu i dominacji lidera nie powinna być mierzona tylko w odniesieniu do zawodników występujących na jego pozycji, tutaj konkretnie do innych rozgrywających, tylko do całej ligi. Oczywiście, były zespoły oparte na dominujących centrach (Lakersi O’Neala czy Houston z Olajuwonem), ale z powodzeniem można też bronić tezy o zasadności budowy takiej drużyny wokół „czwórki” (Duncan, Dirk), „trójki” (Pierce czy Lebron) czy „dwójki” (Jordan, Bryant). Detroit Pistons udowodnili z kolei, że można to zrobić wokół rozgrywającego (Isiah Thomas w 1989 i 90, Chauncey Billups w 2004), przy czym akcent na lidera i klasę supporting cast inaczej się w tych zespołach rozkładał. Na pewno więc się da. Pytanie, czy da się to zrobić konkretnie wokół Rondo i tutaj odpowiedź chyba będzie negatywna. Zespół z nawet najlepszymi role playerami musi mieć kogoś, kto w najtrudniejszych momentach, kiedy nic nie idzie, weźmie odpowiedzialność na swoje barki i sam ten wózek pociągnie. I tutaj niestety upośledzenie rzutowe Rajona daje o sobie znać. Owszem, zdarzyło mu się raz, w pamiętnym spotkaniu z Sixers w ubiegłym roku rozstrzygnąć losy meczu, kiedy Pierce zszedł za 6 fauli, ale to był raczej przypadek incydentalny, aniżeli reguła. Rondo to świetna opcja numer dwa w zespole na mistrza, ale jako samodzielny lider, kamień węgielny raczej się nie sprawdzi. A może się mylę? O Dirku przez 10 lat się mówiło, że to pussy, a jak się historia skończyła, wszyscy wiemy.
Timi: Odpowiem tak – mistrzowski zespół trzeba zbudować wokół rozgrywającego, ale sam rozgrywający mistrzostwa nie zdobędzie, to chyba jasne. Mistrzostwo według powszechnej opinii zdobywa się przecież zbiórkami i obroną, dlatego też zespół trzeba oprzeć na mocnym frontcourcie. Co najmniej solidny rozgrywający (ściślej: playmaker) to jednak również konieczność, tym bardziej w przypadku Celtics, gdzie Rondo jest główną siłą napędową, szczególnie wiosną, gdy wznosi się na wyższy poziom. Sam Chris Paul nigdy mistrzostwa nie zdobędzie, tudzież podobnie Rondo, jednak zarówno jeden, jak i drugi są materiałami (zresztą obecnie już wykorzystywanymi) na kamienie węgielne drużyny, które mogą być określane mianem „mistrzowskich”.
Ksero: Tylko wtedy, kiedy zapewnimy mu świetnego wysokiego, nie odstającego od niego poziomem. Idealnym przykładem może być Derrick Rose, który sam niemalże prowadził Chciago do Finałów Konferencji, gdzie zabrakło im sił w pojedynku z Heat. Rose nie dostawał wtedy zbyt dużo pomocy od swoich wysokich. Ogólnie rzecz biorąc – wystarczy spojrzeć na Celtics 2008, Lakers 2009 i 2010, czy obecnych Thunder i Heat i łatwo dojść do wniosku, że w tej lidze coraz ciężej jest zbudować zespół tylko wokół jednego All-Stara.
Szczypior: Osobiście uważam, że nie. Nawet z definicji szczególnie ciężko to zrobić wokół first-pass rozgrywającego, którego zadaniem jest tworzenie partnerom okazji do oddania rzutu. Mistrzowski zespół w ostatnich latach tworzyły (zazwyczaj) duety strzelców. Pippen-Jordan, O’Neal-Bryant, Wade-James, Robinson-Duncan. Nawet nas (nie umniejszając roli Rondo) do mistrzostwa prowadził duet Garnett-Pierce. To wszystko pokazuje, że mistrzowie nigdy nie potrzebowali mieć gwiazdy na pozycji numer 1, a dużo ważniejsze jest mieć mocną siłę podkoszową i gracza, który potrafi sam kreować swoją grę.
4. Sullinger – materiał na gwiazdę czy role playera?
KiTt: Ani jedno ani drugie. Albo inaczej: role playera najwyższej klasy. Żeby być gwiazdą w tej lidze, niezbędne jest posiadanie określonego poziomu atletyzmu, którego Sully niestety nie ma. I tego nie jest w stanie przeskoczyć. Natomiast poziom posiadanego koszykarskiego IQ, zwłaszcza na obecnym etapie jego kariery, którego wytrenować nie można, a także umiejętność ustawiania się pod koszem i szybkość, z jaką dokonuje postępów w swojej grze nakazuje upatrywać w nim bardzo ważnego elementu zespołu mistrzowskiego w przyszłości. Może nie franchise playera czy drugą opcję, ale takiego gracza, którego każdy kontender chce mieć w swoim składzie. Coś na kształt Rona Harpera z końca lat 90-tych.
Timi: Jared Sullinger to zdecydowanie materiał na gwiazdę. Gość ma naprawdę spore umiejętności już teraz, a widać, że z każdym miesiącem wylewa poty (+traci zbędne gramy) na treningach i korzysta z możliwości nauki od Kevina Garnetta, dzięki czemu umiejętności Sullingera wciąż wzrastają, a jego potencjał jest wykorzystywany. Zresztą już w szkole średniej czy w Ohio State pokazywał, że zdecydowanie może być „kimś” w tej lidze. Z jednej strony jego obsuwa w drafcie mogła zaboleć, jednak z drugiej trafił on do idealnego klubu, jeśli chodzi o rozwój. Wiadomo też, że nie od razu w takim klubie, jak Celtics właśnie, będzie on gwiazdą, lecz role-playerem wnoszącym sporo dobrego z ławki, aczkolwiek wraz z jego rozwojem zwiększać się będzie też jego rola w zespole (choć raczej nigdy nie będzie franchise-playerem), a gdy jego mentor przejdzie na zasłużoną emeryturę, wtedy Jared z powodzeniem będzie mógł wejść w jego buty.
Ksero: Sullinger jest czarnoskórą kopią Kevina Love’a i przykład zawodnika Minnesoty jest idealny, żeby opisać sytuację Sully’ego. Jeżeli tylko przerobi zbędne kilogramy na mięśnie to będzie z niego All-Star pełną gębą. Jared ma zmysł do zbierania piłek, wie jak się ustawiać, potrafi ograć przeciwników w pomalowanym nie zważając na brak wzrostu. Klucz do sukcesu: więcej czasu na siłowni i dalsze pilne pobieranie nauk od Garnetta. W przeciwnym wypadku dalej będzie „tylko” bardzo ważnym, a nie kluczowym w zawodnikiem w rotacji.
Szczypior: W mistrzowskiej układance Sully nigdy nie będzie materiałem na gwiazdę. Jared jest idealnym role playerem dającym energię z ławki, solidnie broniącym i walczącym o każdą piłkę, ale z tego właśnie powodu jego przyszłością jest bycie specem od czarnej roboty, a nie zawodnikiem mogącym zostać go-to-guy w liczącym się zespole. Jak widać w jego grze najlepiej odnajduje się wspierając gwiazdy tego zespołu i jak kiedyś ktoś napisał jego rola jest bardzo podobna do tego, co dawali swoim zespołom tacy gracze jak: Bowen, Kukoc, Odom czy Battier.